Przyjeżdżamy na mszę dobre pół godziny przed czasem. Na
miejscu tłum ludzi. Trudno znaleźć miejsce siedzące. Rozglądamy się chwilę, po
czym idziemy usiąść na ziemi z przodu, przed „ławkami”. Rozkładamy na ziemi
czitengę, siadamy. Po kilku sekundach ktoś nas zaczepia i pokazuje wolne
miejsce na jednej z glinianych ławek. Jeszcze przed chwilą go nie było. Mówimy,
że nie trzeba, że tu nam będzie dobrze. Nie dają za wygraną. W końcu jesteśmy
Muzungu… Nie wypada, żeby Muzungu siedziały na ziemi.
Obserwujemy księdza Mulengę, który spowiada wiernych przy
ołtarzu. W kolejce, a raczej nieokiełznanej nijak kupie, czeka jeszcze ok. 20
osób. Penitenci są obsługiwani szybo. Każda spowiedź nie trwa więcej niż
minutę. Czasu do mszy jednak coraz mniej, a liczba czekających na sakrament
wcale się nie zmniejsza, bo wciąż przychodzą nowi. W pewnym momencie ksiądz
wstaje, woła wszystkich oczekujących, każe im uklęknąć. Parafianie już wiedzą,
co się święci. Z ławek rusza rzesza tych, którzy rzutem na taśmę mają okazję
załapać się na zbiorowe rozgrzeszenie. Pół minuty i po sprawie. Radosna rzesza
wraca do ławek.
Pisałam wcześniej, że Kościół Afrykański musi jeszcze
podrosnąć. Z tego, co do tej pory zdążyłam zaobserwować, szczególnie kuśtyka
jeszcze w dziedzinie sakramentów…
Walka z "dachem" spadającym na głowy. |
Jedną z większych atrakcji w czasie mszy była walka z
rozpadającą się konstrukcją „dachu”. Wiatr wiał trochę mocniej niż zwykle i
listewki zaczęły się zrywać jedna po drugiej i spadać na ludzi. Jedna spadła
prosto na głowę kobiety. Musiała jechać do kliniki na zszycie krwawiącej rany.
Po południu jeden z liderów zaprosił nas na występy w dużym
oratorium. To taka murowana hala, gdzie na co dzień odbywają się głównie
zajęcia sportowe, a od czasu do czasu także wydarzenia artystyczne i różne
pokazy talentów. Tak jak dziś. Po zapłaceniu wpisowego, każdy mógł wystąpić.
Program w zasadzie dowolny. Większość prezentowała swoje talenty taneczne. Coś
na zasadzie znanego w Polsce „playback show”. Z tym, że u nas takie rzeczy
bawią raczej dzieci z wczesnej podstawówki. Tutaj bawią wszystkich. Nie
zabrakło także pokazów sportowych. Wyobraźcie sobie grupę nastolatków poprzebieranych
w kolorowe afrykańskie łaszki, budujących w rytm muzyki trzypiętrową piramidę z
ludzi. Albo zespół czarnoskórych karateków w białych kimonach, prezentujących
na scenie swoje umiejętności, wydając przy tym okrzyki tak głośne, że aż ciarki
przechodzą!
Widownia. :) |
Największe wrażenie zrobił na mnie jednak występ
akrobatyczny grupy chłopców. Zaczęli niepozornie od kilku „fikołków”. Rozwinęli
skrzydła w efektownych saltach. Na koniec pofrunęli w kosmos skacząc przez
obręcze. Płonące obręcze!
Jedna z Gwiazd wieczoru - Simon. Złoty lider z oratorium! |
![]() |
Popołudniowe rozrywki afrykańskich chłopców. :) |
Pół godziny przed mszą nie ma wolnych mieisc w kościele? Chyba nigdy bym na ławce nie usiadła!;)
OdpowiedzUsuńuo