Przepraszam za długie nieodzywanie się. Po prostu brakuje
czasu. Dzieje się…
W ostatnich tygodniach:
2)
Jesteśmy zalewani paczkami od przyjaciół z
Polski. Ich ilość jest naprawdę zdumiewająca! Nie jestem w stanie zliczyć osób,
które włączają się w różne akcje, zbiórki na rzecz naszej misji. To naprawdę
wspaniałe! Dzięki Wam czujemy, że nie jesteśmy tutaj same. Czuję, że spełnia
się może życzenie, o którym mówiłam w czasie posłania misyjnego. To nie tylko
moja misja… Nie mam możliwości i czasu podziękować każdemu z Was osobiście, niech uśmiechnięte buzie
naszych dzieci będą dla Was nagrodą za waszą hojność. Jeśli chodzi o
dystrybucję rzeczy, które dostajemy, staramy się zawsze szukać szczególnych
okazji. Zdarza się, że paczkę, która planowo miała dojść na Boże Narodzenie,
dostaliśmy w lutym, więc musimy szukać innych rozwiązań. Najbliższą akcję z
rozdawaniem ubrań planujemy w okolicach Wielkanocy. Poza tym część rzeczy,
zwłaszcza zabawki i przybory szkolne, wykorzystujemy jako nagrody w różnych
konkursach w oratorium lub po prostu oddajemy do przedszkola.
3)
Mieliśmy tygodniowe spotkanie wszystkich
polskich wolontariuszy w Zambii. Kolejny bardzo miły czas spędzony w Lufubu.
Miły, acz nie do końca taki, jak sobie zaplanowaliśmy Najpierw malaria moja i
Ilony, potem śmierć ks. Feliksa w Ośrodku Misyjnym i niespodziewany,
przyspieszony powrót do Polski ks. Romka. Później dalsza fala chorób: Monika,
Krzysiek i Tomek zatrzymani w szpitalu… Czekając na powrót naszych chorych,
zastanawialiśmy się, o co w tym wszystkim chodzi. Dostaliśmy niezłą
powtórkę z lekcji o zaufaniu i pokorze. Ktoś mądry wymyślił kiedyś sposób na
rozbawienie Pana Boga. Wystarczy Mu powiedzieć o swoich planach. Przekonaliśmy
się o tym ostatnio w Lufubu. W sam raz na Wielki Post – Boża lekcja na
poziomie podstawówki.
Głównym celem przyjazdu księży z SOMu było kręcenie filmu
o polskich wolontariuszach. Lufubu, Mansa, Kabwe i Lusaka. Kilka dni na każdej
z tych placówek zaowocowało zebraniem materiału, który będzie służył Ośrodkowi
Misyjnemu m.in. do promowania dzieła misji. Pracowity czas, ale pełen
radości.
Jednym z punktów pobytu w Lufubu była
wycieczka nad pobliski wodospad. Cała ciężarówka dzieciaków, polscy
wolontariusze i księża. Kąpiel, opalanie, nauka pływania, a potem obiad. Wielka
radość dla dzieciaków no i oczywiście dla nas. :)
4)
Przeżyliśmy Walentynki (które dla mnie i Beti
były jednocześnie okazją do świętowania naszych 6 miesięcy w Zambii). Wieczorna
impreza w elitarnym składzie trzech sióstr i trzech wolontariuszek w rozkładzie
narodowościowym: 2 Zambijki, 2 Włoszki i 2 Polki, była okazją do wylania wielu
łez radości. Dawno nie śmiałam się tak, jak w czasie walentynkowego
przedstawienia, które przygotowały nam siostry.
5)
Pożegnaliśmy Beatrice, wolontariuszkę z Włoch,
która była z nami przez 2 miesiące. Szkoda… Choć tak krotko byłyśmy razem,
bardzo się zżyłyśmy i naprawdę żal było nam ją żegnać. Czas jednak jest
bezlitosny… Sama coraz częściej już myślę o własnym powrocie do Polski i wiem,
że nie będzie mi łatwo zostawić tego wszystkiego, co tu mam…
6)
Dostałyśmy w darze od jakiegoś ambasadora z
Lusaki pralkę! Ta wiadomość bardzo nas ucieszyła, bo posiadanie pralki
zaoszczędzi nam wiele czasu i energii. Niestety po podłączeniu jej zrobiło się
jakieś zwarcie i pralka nie działa jak należy. Jedyna jej działająca funkcja to
wirowanie… przez pół dnia pomagałam znajomemu elektrykowi ją naprawić.
Bezskutecznie. Czekamy teraz na kogoś innego, kto stwierdzi, co jest zepsute.
Potem prawdopodobnie trzeba będzie odtransportować ją z powrotem do Lusaki do
naprawy. Może przed naszym wyjazdem do Polski uda nam się jeszcze jej użyć. :) Tego samego dnia, kiedy walczyliśmy z pralką,
podczas oglądania bajki w oratorium usnęło mi na kolanach dziecko. Usnęło, a
potem się zsikało… W nocy kot wskoczył do mojego łóżka. Rano znalazłam w nim
kocia kupę… Takie dni też się tu zdarzają. :)
Sprowadzają nas na ziemię…
7)
A właśnie! Kot! Od kilku dni mamy małego kotka,
przygarniętego od polskiego misjonarza z Kazembe. Póki co mieszka ze mną i
Beti, bo boimy się, że zjedzą go psy. Jak będzie trochę większy i bardziej
samodzielny, będzie musiał się z nimi zaprzyjaźnić. Póki co coraz bardziej
łobuzuje i jest naszą domową pociechą.
8)
No i jeszcze Dzień Kobiet… To były ostatnie dni
przed wyjazdem Beatryce, więc siostry zaprosiły nas na pożegnalną wycieczkę do
Samfii nad jezioro. Zapas jedzenia, grillowana świeża rybka, gry, stroje
kąpielowe i przygotowana wcześniej droga krzyżowa, którą odprawiłyśmy na plaży.
Fajnie, cieszę się z tego wspólnotowego wyjazdu, bo w codziennym zabieganiu
jest naprawdę mało czasu na integrację z siostrami i ze sobą nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz