25.08.2012. Samfia.
Zostałyśmy zaproszone na wycieczkę. Integracyjny wypad dla
nauczycieli i pracowników przedszkola oraz liderów z oratorium. To ludzie, z
którymi będziemy współpracować przez najbliższe miesiące. Cały autobus Zambijczyków
i my – dwie Muzungu, Białaski z Polski.
Wieczór wcześniej siostry poprosiły o pomoc w przygotowaniu
paczek dla wszystkich. Kilka godzin zajęło nam przygotowanie tego wszystkiego –
wybieranie, sortowanie, owijanie w kolorowy papier. Większość to dary z Polski,
przysłane w paczkach. Przybory szkolne, ubrania, słodycze, mydło, gliceryna –
to, co przyda się na pewno w każdym zambijskim domu i sprawi trochę radości.
Dwa dni przed wycieczką dostaliśmy informację, że wyruszamy
punktualnie o 7.00. Wyruszyliśmy koło 10.00. W końcu to Afryka. :)
Celem naszej wycieczki była Samfia. Miasto położone nad
ogromnym jeziorem. Koło 12.00 docieramy na miejsce, ale zanim na plażę, to
jeszcze szybkie zakupy na targu. Siostra Godlive potrzebuje czegoś. Idziemy z nią.
Na targu gubimy się i wracamy drogą mocno naokoło. Czas „wolny” już dawno
minął. W okolicy autobusu nadal może połowa wycieczki...
Plaża. W Zambii są teraz jeszcze wakacje, więc w sobotę
spodziewałam się tu więcej ludzi. Tymczasem plażowiczów cała garstka. Choć nasi
twierdzą, że to i tak dużo. Cóż… widać plażowanie nie należy tutaj do
popularnych rozrywek. Nawet część liderów z naszej grupy jest tu po raz
pierwszy. Mają po kilkanaście lat, a Samfia jest oddalona o niecałe 2 godz.
drogi od Mansy.
Plażowanie zaczynamy wspólną modlitwą. Co niektórzy od razu
po niej wskakują do wody. Kąpią się w ubraniach. Nie mają kąpielówek. Potem
jedzenie – wszystko przywieźliśmy ze sobą. Szima, kurczak, kapusta. Do 15.00
czas wolny. Kąpanie, piłki, zdjęcia, zakopywanie się siebie i innych w piasku.
Następnie czas na zabawy. Siostra Marta przygotowała trochę
konkursów. Każdy, kto wygrał, losował numerek przyporządkowany jednemu
prezentowi. Taki rodzaj loterii.
Nagrody sprawiły wiele radości. Choć zdarzyło się, że
dorosły chłopak wylosował ubranka dla malucha, albo różowy piórnik Hello Kitty.
Tutaj nie ma to znaczenia. Zawsze można się z kimś na coś wymienić, albo po
prostu oddać siostrze, bratu, rodzicom – o ile się ich ma.
W drodze powrotnej poziom energii naszej wycieczki wyraźnie
się zmniejszył. Po całym dniu pełnym wrażeń nie było już siły na wspólne
śpiewanie, okrzyki, oklaski. Jedynie z radia cicho sączyły się afrykańskie
klimaty.
Po drodze podziwiam zachodzące słońce – tutaj zachodzi
szybko, ale bardzo pięknie!
Dojeżdżamy do Mansy. Odwozimy jeszcze kilka osób w różne części Mansy. Jest już
całkiem ciemno, a w całym mieście znowu nie ma prądu…
A co Ci się popsuły tytuły po prawej...?!
OdpowiedzUsuńJak się zatnie prąd w trakcie pisania, to takie błędy występują... Niestety prąd lubi się tu zacinać często. :(
Usuń