sobota, 5 stycznia 2013

16.12.2012. (Nieprzeciętna) Niedziela


Rano wybieramy się z dziewczynami z City of Hope na mszę do Franciszkanów. Przestronna kaplica wypełniona po brzegi. Większość miejsc zajmują bracia w brązowych i szarych habitach. Pięknie śpiewają! Po mszy jeden z nich – Neto z Mozambiku podchodzi do nas i zaprasza na śniadanie. Jadłyśmy już wcześniej, ale z chęcią zmieniamy zaproszenie na poranną kawę. 

Neto opowiada o zgromadzeniu. Okazuje się, że miejsce, w którym właśnie jesteśmy, to wspólnota nieprzeciętna. Jedyny na świecie dom zakonny, gdzie Franciszkanie wszystkich trzech odłamów mieszkają, uczą się i modlą razem. Różnią się kolorami i fasonem habitów, jedni się trochę więcej modlą, ale nadal to ten sam charyzmat św. Franciszka. Mieszkają w trzech różnych domach. Na co dzień każdy z nich ma swój plan i mszę w domowej kaplicy. Każda sobota i niedziela to dni wspólne. Ok. 100 braci i ojców gromadzi się w dużej kaplicy, by wspólnie cieszyć się mszą św. Piękne świadectwo jedności mimo różnic. 

Po bardzo sympatycznej wizycie u Franciszkanów idziemy do domu mamy Caroll, odwiedzić jej dzieciaki. Pisałam o tym wspaniałym miejscu już w sierpniu.
Mamy nie ma akurat w domu. Pomagamy przygotować obiad. Dostaję za zadanie pokroić okrę – zielone warzywa, kształtem przypominające podłużne papryczki. Po ugotowaniu ciągnące się jak Butapren. Chłopcy zapewniają mnie, że tego się przed krojeniem nie myje. Kiedy wraca Mama, pytam jej, czy to prawda. Z wielkim uśmiechem na twarzy odpowiada mi: „Nie. Kłamali.” :)

Strasznie źle się czuję. Boli mnie brzuch. Myślałam, że samo przejdzie, ale jest tylko coraz gorzej. Proszę Mamę o tabletkę. Połykam dwie. Muszę odpocząć od pracy w kuchni, bo z bólu robi mi się słabo. Chłopcy oglądają w pokoju mecz. Dołączam do nich. Gra reprezentacja Zambii dziewczyn do lat 20. Po kilkunastu niesłychanie długich minutach leki zaczynają działać. Niestety nie przeciwbólowo… Ogarnia mnie ogromna senność. Muszę zmienić miejsce. Siadam na schodku przed domem, opieram głowę o kolana. Towarzyszy mi 11-letnia Theressa. Wie, że źle się czuje. Jako pierwsza zorientowała się, że coś jest ze mną nie tak. Rozmawiamy chwilę, choć ciężko mi się składa słowa z powodu bólu i tego, że moje usta już śpią. Nagle mała ciągnie mnie za rękę. „Chodź!” Resztką sił wstaję i idę za nią. Theressa prowadzi mnie do pokoju dziewczyn. „Tu śpi Maria, tu Regina” – wskazuje kolejne łóżka. „Ja śpię gdzie indziej, ale możesz się tu położyć!” Pokazuje mi rozgrzebane łóżko 4-letniej Marii. Siadam na brzegu. Głupio mi skorzystać z propozycji, choć położenie się choć na chwilę to jedyna rzecz, o której w tym momencie marzę. Theressa poprawia posłanie. „Kładź się! Ja będę przy Tobie czuwać!” Nie mam siły dłużej się opierać. Zdejmuję buty i przyklejam głowę do poduszki. Brzuch nadal boli. Theressa opiera głowę niedaleko mojej. Robię jej miejsce, żeby mogła też się położyć. Nie chce. Wystarczy jej kawałek dzielonej ze mną poduszki. Zasypiam…

Budzi mnie mała Maria, która weszła do pokoju z talerzem pełnym jedzenia. Trochę zaskoczona widokiem zastanym na swoim łóżku, uśmiecha się do mnie i mówi: „Idź po obiad!” Spoglądam na Theressę. Zasnęła. Głowa nadal niedaleko mojej, oczy zamknięte, buzia otwarta. Powolny, senny oddech. Zasnęła na klęczkach, czuwając przy moim łóżku.

Theressa

Czuję się o niebo lepiej. Budzę mojego Anioła Stróża i idziemy na obiad. Jesteśmy trochę spóźnione. Boję się, że przeze mnie Theressie nie wystarczy. „Spokojnie! Policzyliśmy Was!” – rozwiewa moje zatroskanie jeden z braci Franciszkanów (którzy co niedzielę odwiedzają to miejsce), wyciągając ze spiżarki odłożone dla nas porcje. 

Po obiedzie zmywamy z Theressą gary. Trochę tego jest po kilkudziesięciu mieszkańcach Domu, ale dajemy radę. Ja i mój 11-letni Anioł Stróż. 

Dopiero po obiedzie mamy okazję porozmawiać chwilę z Mamą Caroll. Opowiadamy o tym, kim jesteśmy i co robimy w Zambii.
Mama Caroll – Aha , czyli dzisiaj przyszłyście do mnie, żeby ugotować obiad i pozmywać moje gary?
Ja – No … właściwie tak.
M. C. – Dziękuję! Wpadajcie częściej! :)

3 komentarze: