Czas przedświąteczny, jak to zwykle bywa nawet w Polsce, był
bardzo zabiegany. Beti wyjechała na Święta do Kabwe, a do Mansy przyjechał
Krzysiek z Lufubu. Nasze przedświąteczne zabieganie wyglądało trochę inaczej
niż w Polsce. Nie piekliśmy mazurków, nie malowaliśmy jajek i nie szykowaliśmy
karkówki na wielkanocny obiad. Nasze przygotowania to drukowanie i wycinanie
liter na dekorację do kościoła , pisanie testów dla przedszkolaków na
zakończenie semestru, robienie kartek świątecznych dla innych sióstr z Mansy,
malowanie kolorowych motylków i lepienie jajek z modeliny na dekoracje do domu
sióstr, a w wolnych chwilach nadal malowanie muru wokół przedszkola. Zrobiliśmy
też sernik! :)
Sernik w Zambii to nie codzienność, bo białego sera w sklepach po prostu nie
ma. Ks. Michał zdobył go dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej farmy w Lufubu.
Układ był prosty: ja i Krzysiek pieczemy, ks. Michał dostarcza ser, gotowym
sernikiem dzielimy się pół na pół. Kiedy siostry dowiedziały się o naszych cukierniczych
planach, też dodały kawałek sera, więc ostateczny podział odbył się na trzy
części.
Msza Wielkoczwartkowa nie zrobiła na mnie szczególnego
wrażenia. Momentem specjalnym było obmycie nóg dwunastu mężczyznom, ale
proboszcz zrobił to tak pośpiesznie i jakby za karę, że jakoś umknęła symbolika
tego pięknego rytuału…
Liturgia Wielkiego Piątku zaczęła
się przedstawieniem Pasji Chrystusa. Debaty faryzeuszy, sąd przed Piłatem
i obmycie rąk, uwolnienie Barabasza. Droga Krzyżowa odegrana w naturalnych
warunkach, pośród biegających dzieci, ludzi załatwiających swoje sprawy,
idących do lub z miasta z pakunkami na głowach i rowerach, gwar miasta, a
pośród niego Jezus dźwigający krzyż i tłumik gapiów. Niemal tak, jak w
Jerozolimie 2000 lat temu. Po dotarciu na górę żołnierze rozgrywają loterię o
szaty Jezusa, a na koniec – prawdziwe ukrzyżowanie! Najpierw dwójka łotrów, a
potem Jezus przywiązani do krzyży zawisają na nich. Grymasy bólu i świetna gra
aktorska działają na wyobraźnię. Widzę Jezusa, który umiera za mnie… Cudowne i
poruszające dwie godziny.
Płaczące niewiasty |
Oto Człowiek! |
Wielka Sobota. Jakoś mi dziwnie
tego dnia bez święconki… Na śniadanie wielkanocne jemy z Krzyśkiem wczorajszą
pizzę. Po raz kolejny doceniam piękne polskie tradycje…
Dwie godziny przed początkiem
liturgii dzwoni ks. Michał. „Artystka! Masz czerwony mazak? Trzeba namalować
paschał!” Okazuje się, że ten kupiony w stolicy nie był najlepszej jakości i
schodzą z niego namalowane litery. Zdrapuję je do końca, maluję nowe, kawałek
czerwonej wstążki i paschał gotowy! Można zaczynać Święto!
Zamiast kazania po Ewangelii
dalszy ciąg wczorajszego przedstawienia, czyli zmartwychwstanie! Faryzeusze, a
potem kobiety przychodzą do grobu i znajdują go pustym. Boją się, uciekają,
krzyczą, a potem przychodzi anioł, a na końcu Jezus i mówi „nie bójcie się!”.
Tego dnia mieliśmy 46 chrztów! Trochę dzieci, ale głównie młodzież i dorośli.
Kościół afrykański rośnie w siłę! :)
Czterogodzinna liturgia
wypełniona tańcami i śpiewami jak na dobrym weselu.
Podobnie wygląda msza niedzielna.
Pełna radości, muzyki i tańca. Afrykańska radość zmartwychwstania!
I jak się ma nasza, skostniała nieco, obrzędowość kościelna do tej afrykańskiej autentycznej radości wiary?...
OdpowiedzUsuńRadość radością, ale jednak z odległości i perspektywy czasu coraz bardziej doceniam i tęsknię za polskimi kościelnymi tradycjami i obrzędowością. Skostniałe, czy nie, są Piękne i Nasze! :) Agata
Usuńmiło to słyszeć Agatko :) xd
UsuńArtystka! ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe ornaty tam macie