Rano postanawiamy udać się na północ. Wybieramy najtańszy
lokalny środek transportu – dala dala, czyli busik, którego pojemność w środku
dla pasażerów i na dachu dla bagaży jest nieograniczona. Po drodze zatrzymuje
się co kilka minut. Jedni wsiadają, inni wysiadają, co chwilę dorzucane są nowe
bagaże na dach. Pomiędzy nimi na jednym z przystanków ląduje lodówka.
Zaraz po znalezieniu noclegu, oszołomieni rajską plażą i
wodą jak z obrazka, biegniemy się kąpać. W ubraniach, bo kto by myślał w takiej
chwili o szukaniu kąpielówek?! :)
Ta oceaniczna beztroska w samo południe, kiedy słońce praży jak szalone, daje
nam się później we znaki…
Jako, że dzisiaj sobota, zaczynamy snuć plany na temat
jutrzejszej mszy. Wiemy na pewno o istnieniu jednego kościoła katolickiego w
Stone Town (2 godz. drogi stąd), ale mamy jeszcze nadzieję na znalezienie
czegoś bliżej. Idę z Krzyśkiem rozejrzeć się po okolicy i popytać ludzi.
Wchodzimy do pierwszego z brzegu sklepiku z pamiątkami. Uwagę Krisa przyciąga
niecodzienna pocztówka z kopulującymi lwami, moją – mapy Zanzibaru. :) Biorę jedną do ręki z
nadzieją znalezienia na niej oznaczeń kościołów. Proszę sympatycznego
rasta-sprzedawcę o pomoc.
- Kościół Katolicki? Jesteście Katolikami?!
- Tak, jutro chcemy iść na mszę.
- Ja też jestem Katolikiem! Miło Was poznać!
[uśmiechy, uściski dłoni, wymiana imion]
- Skoro jesteś Katolikiem, to na pewno wiesz, czy jest tu w
pobliżu jakiś kościół katolicki?
- Tutaj nie ma, najbliższy w Stone Town. Tutaj w Nungwi
bycie Katolikiem nie jest bezpieczne. Sam muszę używać z tego powodu dwóch
imion…
- A Ty do którego kościoła chodzisz?
- Do tamtego w Stone Town czasami.
- To na pewno wiesz, o której są tam msze!
- [tutaj padają jakieś nie do końca sprecyzowane godziny
poranne]
- A jutro się wybierasz?
- Czemu nie!
Erick |
Chwilę później jesteśmy umówieni z naszym nowym przyjacielem
Erickiem na wspólny wypad na mszę do Stone Town. Jeszcze tego samego wieczoru
odmawiamy razem różaniec na plaży.
Radość rozpiera mnie od środka! Na każdym kroku dostaję
niesamowite i nieprzeciętne prezenty od losu, ale teraz sama nie mogę uwierzyć
w to, co się dzieje. Na wyspie zamieszkałej w ponad 90% przez Muzułmanów,
pierwszego dnia pobytu spotykamy za pierwszym rogiem Katolika, z którym
odmawiamy różaniec nad brzegiem oceanu pod cudownym niebem utkanym z gwiazd.
Modlimy się o pokój na Zanzibarze i za Chrześcijan prześladowanych w całej
Tanzanii.
Kolejna niespodzianka czeka na nas
tuż za progiem naszego domku. W sąsiedniej chacie osiedla się para Polaków –
Żaneta i Rafał. 4 lata temu wyruszyli w podróż, która miała trwać najwyżej rok.
Do tej pory objechali spory kawał Ameryki Południowej i Azji. Zanzibar jest ich
pierwszym punktem na Kontynencie Afrykańskim. Cięty żart Rafała i sympatyczna
buzia Żanety od razu przypadają nam do gustu. Oni też bardzo się cieszą, że nas
widzą i że mogą pogadać trochę po polsku. (Więcej o Żanecie, Rafale i ich
podróży możecie znaleźć tu: http://www.national-geographic.pl/uzytkownik/zrcichawa/
).
Nungwi to miejsce zamieszkałe w dużej mierze przez wesołych
i beztroskich rastamanów. Już po jednym dniu spędzonym tutaj wszyscy nas znają i
wiedzą, skąd jesteśmy. Kiedy spacerujemy boso po plaży, krzyczą za nami po
polsku: „Nie ma butów!” :)
Mówią, że musimy poznać Kingę. Teraz gdzieś poszła, ale prowadzą nas do jej
restauracji. Siadamy. Gustowanie urządzona na styl afrykański plażowa knajpa
urzeka nas polskim akcentem Czarnej Madonny, zawisłej w towarzystwie czarnej,
smukłej Masajki.
Zjawia się Kinga i Natalia – jej córka. Mieszkają tu od
roku. Kinga zostawiła świetną pracę, mieszkanie i ekskluzywny samochód, sprzedała
wszystko i postanowiła zamieszkać na Zanzibarze. Wybudowała dom i restaurację. Historią jej życia można by
obdzielić co najmniej kilka osób. Krótko mówiąc niezłe z niej ziółko. :) Z resztą nawet sam
wygląd nie sprawia wrażenia przyjaznej osoby. Włosy długie i czarne jak smoła,
mocny ciemny makijaż, tatuaż na ramieniu, strój również koloru czarnego, w ręku
paczka papierosów. Poza tym – piękna kobieta.
To nasz kolejny Anioł tych wakacji. Co i rusz wpadamy do niej na kawę. To ona
uczy okolicznych rastamanów polskiego. Zarówno
dla nich, jak i dla naszej piątki (w między czasie dołączył do nas Bartek z
Ugandy), Kinga jest mamą. Przekonuje nas, że nie możemy opuścić Nungwi, zanim
nie spędzimy co najmniej jednej nocy na plaży. Zapewnia, że sama praktycznie
nie sypia w domu, tylko w restauracji na leżakach, albo na stole. Ulegamy. ;)
8.04.2013 Rafa koralowa.
Krzysiek rano oznajmia, że zginęła mu karta do bankomatu i chce
pojechać do Stone Town, żeby załatwić formalności z tym związane. Niestety nie
pojedzie z nami na rafę…
Dołącza do nas za to Żaneta, która jako ratownik wodny
przydaje się szczególnie wystraszonej wodą Ani.
Po dwóch godzinach nurkowania i zachwycania się wspaniałym cudem rafy,
organizatorzy wycieczki zabierają nas na bezludną wyspę, gdzie już czeka na nas
obiad. Rozpływający się w ustach tuńczyk w imbirze z ryżem a na deser taca
pełna owoców. Żyć nie umierać! Całodniowa wycieczka łódką na ocean z podziwianiem
przecudnej rafy i wspaniałym obiadem za ok. 40zł. Naprawdę polecam wakacje na
Zanzibarze!
Ostatnią noc na północnym krańcu wyspy spędzamy na plaży pod
gwiaździstym niebem, rozłożeni na leżakach pożyczonych z restauracji Kingi.
Wcześniej zostawiamy bagaże u niej w domu i bierzemy kąpiel. Daje nam klucze,
żebyśmy mieli dostęp do naszych rzeczy.
O 3 nad ranem budzi nas Kinga. Idzie przypływ. Jeszcze
chwila i ocean zmoczyłby nasze beztroskie tyłki. Przestawiamy leżaki trochę wyżej. „To
co? Zjemy jakieś śniadanie?” Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi z naszych
zaspanych i zaskoczonych buzi, zamawia dla każdego ośmiornicę z frytkami,
którymi zajadamy się chwilę później nie opuszczając naszych leżaków.
Następnego dnia żegnamy się z Nungwi, żegnamy Ericka i
resztę tutejszych rastamanów (jeden z nich odwozi nas chwilę później na
przystanek), żegnamy się z Natalią i Kingą, która wzrusza się do łez. Żegnamy
też Żanetę i Rafała. Jak się wkrótce okaże, nie na długo…
C.d.n.
Przecudowny widok ,zdjęcie nr 3 jak z pocztówki a Ty Agato tam jesteś tak po prostu i do tego zajadasz się na leżaku ,moja zazdrośc jest pozytywna,cieszę się że wszystkiego możesz doświadczyc namacalnie iżyczę dużo zdrówka i siły oczywiście
OdpowiedzUsuń