5 lutego. Dzień moich imienin. Świętowanie zaczęliśmy już
trzy dni wcześniej. Beti i nasza nowa koleżanka z Włoch - Beatryce przygotowały obiad niespodziankę. Pyszną pizzę i barszcz z prawdziwych buraczków
poprzedziła imieninowa piosenka, kartka i 150 lizaków na cześć mojej
afrykańskiej ksywki.
W dzień św. Agaty siostry przywitały mnie na obiedzie
piosenkami i talerzem udekorowanym cukierkami. Na deser były lody!
Największy prezent otrzymałam jednak w wigilię moich
imienin. Był to dzień, w którym odkryłam, że po ostatnich gościach w sąsiednim
domku nikt nie wyrzucił śmieci. Po dwóch tygodniach w klimacie afrykańskim
resztki jedzenia nie przypominają już nic zjadliwego ani wyglądem, ani przede
wszystkim zapachem. Plaga żółtych, pulchnych larw opanowała kuchnię, począwszy od wiadra ze
śmieciami, po podłogę, ściany i zlew. Był to dzień, w którym posprzątałam tę
kuchnię.
Był to dzień, w którym pomimo deszczu dzieciaki nie chciały
pójść do domu i upchaliśmy się razem pod niewielkim daszkiem, czekając, aż
przestanie padać. Był to dzień, w którym oberwałam piłką w twarz tak mocno, aż
zawirował mi na chwilę świat, a grawitacja straciła swoją dawną moc. Był to
dzień, w którym Ase podzielił się ze mną gotowaną kukurydzą umaczaną w soli
prosto ze spoconej, brudnej ręki.
Był to w końcu dzień, w którym pobili się dwaj nasi
oratoryjni chłopcy. Próbując ich rozdzielić, sama oberwałam kilka ciosów.
Poszło o to, że jeden z nich – Abram ma dziurę w spodniach. „Przyganiał kocioł
garnkowi” – rodzi się myśl w mojej europejskiej głowie. Nasze mansowe łobuzy w zdecydowanej
większości zamiast kolorowych dziecięcych ubrań noszą podarte i brudne łachy
albo resztki dawnych koszulek i szortów. Okazuje się jednak, że nawet wśród
tych dziur i plam istnieje pewna hierarchia. Ten, który ma ich mniej, może
wyśmiać tego, któremu przez resztkę spodenek świecą pośladki i dynda goły
siusiak.
Abram zaczyna płakać. To nie są zwykłe łzy bólu po oberwaniu
piłką, albo zdartym kolanie. To łzy upokorzenia… Nie jest łatwo je zatamować.
Nie wystarczą tradycyjne przytulania, ocieranie spływających po policzkach potoków
i zwyczajne czułe „sorry”, które na większość afrykańskich dziecięcych smutków
działa niezawodnie.
Biorę Abrama pod rękę i prowadzę najpierw do siostry,
przedstawić problem i prosić o zgodę na działanie. Wśród ubrań pozbieranych i
przysłanych przez przyjaciół z Polski odkopuję kilka w rozmiarze Abrama.
Znajdują się też majtki. Pierwsze majtki w jego kilkunastoletnim życiu. Dostaje
2 sztuki wraz z instruktarzem codziennego prania i zmieniania. W nowych
ubraniach Abram jest nie do poznania. Przestaje płakać. Jego stare łachy lądują
jeszcze tego samego dnia w ogniu.
Powstrzymane łzy Abrama – najpiękniejszy prezent imieninowy,
jaki mogłam sobie wymarzyć…
cieszę się
OdpowiedzUsuńBrawo Agatko za tak piękne podejście do sprawy, życzę wytrwałości i wielkiej miłości do bliznich a bóg ci za to wynagrodzi.A przy okazji życzę miłego i szczęśliwego pobytu na misji.Pozdrowienia z dalekiej i zimnej o tej porze Polski/Bisztynek.
OdpowiedzUsuńWiesz Agatko, wzruszyło mnie to, co napisałaś i chociaż już mam dużo więcej lat od Ciebie bardzo Ci gratuluję bo najpiękniejsze co można zrobić dla swoich podopiecznych to sprawić, aby poczuli się lepiej. Wiem coś o tym, wiem również ile z tego powodu jest radości dla Ciebie. Tak trzymaj! Jesteś Wielka!
OdpowiedzUsuńMnie również wzruszasz niezmiennie i sprawiasz, że chciałoby się wraz z Tobą mocno przytulić wszystkich Twoich podopiecznych..
OdpowiedzUsuńNajlepsze życzenia z okazji Twoich urodzin!!!
a ja Ci chciałam powiedzieć że bardzo Cię przepraszam
OdpowiedzUsuńDołączając się do dyskusji chciałbym napisać, że choć mnie tu wcale nie widać, to regularnie odwiedzam bloga w poszukiwaniu nowych wpisów. I cieszę się gdy takowe znajduję:)
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę, gdy znajduję! Daj znaleźć coś nowego!
OdpowiedzUsuńZnalazłem coś nowego :) wpisy Trochima i Milenki :) Jest nas troszkę czekających na nowe, barwne opowieści
OdpowiedzUsuńI ja też chętnie już coś nowego przeczytam!
OdpowiedzUsuńU z Poznania:)