26.08.2012. Niedziela.
Wybrałam się dzisiaj na najuroczystszą mszę niedzielną.
Pozostałe dwie trwają przyzwoicie ok. godziny. Na tej czas nie ma większego
znaczenia. Msza niedzielna to tutaj jeden wielki śpiew i taniec, przeplatany
modlitwami księdza.
Zadziwił mnie moment przed liturgią słowa. Uroczysta
procesja wystrojonych dziewczynek i ministrantów idzie tanecznym krokiem na
koniec kościoła. Jedna z nich zabiera stamtąd Pismo Święte i z powrotem tańcząc
przynoszą je do ołtarza. Tam czeka już na nie kapłan. Kiedy dziewczynka zbliża
się do niego, klęka. Ostatnie kroki pokonuje na klęczkach. Ksiądz zabiera od
niej Biblię i idzie z nią do ambony. Dopiero wtedy zaczynają się czytania.
Przeplatane oczywiście śpiewami i tańcem.
Kazanie. Ponad pół godziny. Ksiądz Mulenga – nasz proboszcz
– to niezły żartowniś. Choć rozumiem tylko pojedyncze słowa, to wcale się nie
nudzę. Kaznodzieja raz przemawia z ambony, to znowu wychodzi przed ołtarz. Za
chwilę wraca na ambonę, a potem na chwilę wychodzi na środek kościoła.
Gestykuluje, zadaje pytania, ludzie odpowiadają. Co chwilę kazanie przerywane
jest salwą śmiechu. Raz ksiądz rzuca jakimś żartem, innym razem któryś z
parafian. Ważne, żeby się pośmiać.
Pierwsze ławki z jednej strony kościoła są zarezerwowane dla
chórzystów. Praktycznie w nich nie siedzą, bo przez zdecydowaną większość mszy
tańczą. Spoglądam na jedną z chórzystek. Na jej plecach zawinięty w czitendze
synek. Mama wywija, jak na dobrym weselu. Synek śpi w najlepsze z otwartą
buzią.
Zerkam na zegarek. Nie wiem, kiedy minęło półtorej godziny.
Jesteśmy jakoś w połowie mszy. Ministrant wymienia świece na ołtarzu. Jedne
zdążyły się już wypalić.
Procesja z darami. Roztańczone dziewczynki na przedzie,
między nimi i za nimi dorośli parafianie. Niosą w procesji dary na utrzymanie
wspólnoty księży. Jeden pan trzyma w ręku koguta. Żywego. Pan podskakuje w rytm
muzyki, kogut trzepocze skrzydłami. Na końcu procesji tańczą kobiety. Na
głowach niosą wielkie pakunki owinięte czitengami. Jedne kwadratowe, drugie
okrągłe. Ciężko zgadnąć, co jest w środku. Tylko jedną udaje mi się rozszyfrować.
Z niedokładnie zawiniętego materiału wystaje skrzynka. Taka, w jakiej trzyma
się szklane butelki, np. oranżady. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz