POSŁANIE MISYJNE. Bisztynek, 10.06.2012.
Dzień wcześniej trochę
stresu. Głowa zatroskana o tysiąc drobiazgów. Goście – jak się pomieszczą?
Jedzenie – czy go wystarczy? Jaka będzie pogoda? Co powiedzieć? Jak się ubrać?
Westchnienie do nieba: Panie Boże… Pomóż to wszystko ogarnąć!
Godzina 8.00 rano –
śniadanie u proboszcza. Zacne towarzystwo: gospodarz – ksiądz proboszcz Eugeniusz
Bartusik, ks. Maciej Makuła salezjanin, Beata –
przyszła towarzyszka mojej misyjnej codzienności i ja. Zestresowany żołądek
niespecjalnie jest dziś skory do współpracy. Śniadanie skromne, zjedzone w
pośpiechu. W przerwie odbieram i witam pierwszych gości przybyłych z zaprzyjaźnionego
Podlasia. To Krzysiek, który przez najbliższy rok będzie moim afrykańskim
sąsiadem, Robert – znajomy z Ośrodka Misyjnego i jego koleżanka Sylwia.
O
9.00 pierwsza msza św. W trakcie jej trwania przygotowujemy z Beatą i Krzyśkiem
sklepik misyjny przed kościołem. Będziemy przy nim czuwać przez cały dzień.
Kazanie. Przez otwarte drzwi dobiegają tylko szczątki zdań. „Wasza parafianka
Agata Stankiewicz…” Ks. Maciek opowiada o moim wyjeździe na misje. Pod
koniec mszy pierwsi ludzie zaczynają wychodzić z kościoła. Wśród nich wielu
moich byłych nauczycieli, znajomych ze szkoły, a także nieznajomych. Podchodzą,
gratulują, ściskają mnie, zadają pytania, życzą powodzenia i zapewniają o
swojej modlitwie.
Godz. 10.30.
Zaczyna się kolejna msza. Ks. proboszcz wręczy mi na niej krzyż i pośle
oficjalnie w imieniu Kościoła na misje . -„Czy chcesz poświęcić swój czas
i umiejętności na pracę misyjną w duchu św. Jana Bosko?” -„Chcę!” Dostaję
na szyję krzyż misyjny. Przez najbliższy rok codziennie będzie mnie motywował
do pracy wśród dzieciaków w Mansie. Pod koniec mszy proszą mnie o kilka
słów. Kiedy myślałam wcześniej, co powiedzieć, stresowałam się. Chyba
najtrudniej mówi się do znajomych. Wychodzę na ambonę. „Pełen luz!” – słyszę komentarz
jednego z przyjaciół, których mijam po drodze. „To nie moja misja. Jestem
małym fragmencikiem misji Kościoła. Dlatego proszę o modlitwę. Każdy, kto usłyszy
o tej misji, chcąc nie chcąc zostaje w nią włączony. Modlitewne, duchowe
zaplecze zostawione tutaj w Polsce jest bardzo ważne.” Po mszy kolejna
dawka przytulania. Ludzie, zachęceni przez ks. Maćka, nie szczędzą uścisków,
całusów w pyszczek i łez wzruszenia. To niezwykłe…
Ks.
Maciej prosi mnie i Beatę o pomoc przy kazaniu dla dzieci na kolejnej mszy.
Czasu na przygotowanie się praktycznie nie ma. Mamy wyjść wszyscy troje na środek
w strojach afrykańskich i zagadać jakoś dzieci. Tylko jak?! Ks. Maciej
zaczyna elokwentną pogawędkę: -„Czy wiecie drogie dzieci, dlaczego jesteśmy tak
ubrani?” -„Bo pochodzicie z Afryki?” – odpowiada, nie zaniżając poziomu
elokwencji, jedno z dzieci. Na chwilę Beatka staje się mistrzem mikrofonu i
próbujemy wspólnie z dziećmi rozwikłać tajemnicę ciemnej skóry Afrykańczyków.
Na koniec jeszcze moje kilka słów do dzieci: „Nie bójcie się marzyć o wielkich
rzeczach. Dla mnie kiedyś też wyjazd na misje był abstrakcją. Teraz dzieje się
naprawdę. Kiedyś tak jak wy chodziłam do tego kościoła, dorastałam w tej
parafii. Pan Bóg powołuje nas do wielkich zadań. Nie bójcie się ich!”
Nareszcie dłuższa
chwila oddechu. Moi najbliżsi już czekają na mnie z obiadem i grillem w
ogródku. Jak to dobrze mieć ich wszystkich tutaj razem! Choć kilku bliskich mi
osób brakuje, to staram się nacieszyć tymi, którzy są. Muszę napatrzeć się na
zapas na białe kochane znajome twarze!
Wśród ogólnego
zamieszania, wielu gości, rozmów i śmiechów, nie zauważam zniknięcia kilku
osób. Za chwilę pojawiają się z powrotem! Wesoła gromadka muzykantów: Milena,
Kasia, Basia i Adaś. Poprzebierani za Afrykańczyków różnej maści: od niewolnicy
Izaury po marokańskiego poganiacza wielbłądów. Zaopatrzeni w gitarę, flet i
inne instrumenty nieprzeciętne, zrobione z puszek z kaszą i ryżem, zadziwiające
prostotą niemal afrykańską. Przygotowali dla mnie piosenkę:
Afryka Afryka,
muzyka muzyka!
Gdy się śmiejesz, gdy
się boisz, jest Afryka w sercu twoim.
Kiedy śpiewasz, gdy się
lękasz, gdy ci serce z żalu pęka.
Kiedy radość cię
przenika, kiedy w duszy gra muzyka.
Afryka Afryka,
muzyka muzyka!
Tutaj wszystko bywa naj!
Dzikie miejsce, dziki kraj!
-najszerzej -najwięcej
-najchłodniej -najgoręcej
-najciemniej -najjaśniej
I taka bywa właśnie:
Afryka Afryka,
muzyka muzyka!
-najśliczniej -najbarwniej
-najpiękniej -najkoszmarniej
-najciszej -najgłośniej
-najsmutniej -najradośniej
-najciemniej -najjaśniej
I taka bywa właśnie:
Afryka Afryka,
muzyka muzyka!
Jambo, jambo Agata!
Habari gani? Nzuri
sana!
Wageni, wakaribishwa!
Zambia yetu, hakuna matata!
[Tłum. z języka
suahili: Witamy, witamy Agato!
Jak się masz?
Bardzo dobrze!
Przyjezdni,
witamy was!
W Zambii nie ma
problemów!]
Hakuna matata!
Jak cudownie to brzmi!
Hakuna matata! To
nie byle bzik!
Już się nie martw
aż do końca twych dni!
Naucz się tych
dwóch radosnych słów:
HAKUNA MATATA!
Wycisnęli ze mnie łzy
wzruszenia i radości. Nieustannie zachwycam się faktem posiadania tak
wspaniałych przyjaciół! Na każdym kroku, gdzie się nie znajdę, zawsze są w zasięgu ręki ludzie, na których mogę liczyć. Czy to w Bisztynku, czy w
Warszawie, czy w pracy, czy na studiach, czy w Oazie, czy w chórze, czy w
SOM-ie. Liczę na to, że w Zambii dobry Bóg też nie zostawi mnie bez opieki
swoich „ludzkich aniołów”.
Wśród gości nieustanna
zmiana warty. Jedni muszą już jechać, inni przyjeżdżają. Czekam jeszcze na
jednego, który zapowiedział się na wieczorną mszę. Nie byłby jednak sobą, gdyby
nie zrobił jakiejś niespodzianki. Pojawił się wcześniej, niż zapowiadał i to z
jeszcze jednym zacnym gościem, którego obecności się nie spodziewałam. Ks.
Sławek i Łukasz – kolejni ludzie z kategorii: „o ileż moje życie bez nich
byłoby uboższe!”
Ks. Sławek prosił,
żebyśmy z Beatą choć na chwilę podeszły bliżej ołtarza pod koniec mszy. Bałam
się, że wymyślił coś w stylu kolejnego przemówienia, albo innych publicznych
wygłupów, do których nie czuję się stworzona. On tymczasem zaprosił nas, żeby
wręczyć nam różańce pobłogosławione przez Ojca Świętego. Mało tego! Załatwił
jeszcze specjalnie dla mnie błogosławieństwo z Watykanu na pracę misyjną w
Zambii. Kolejne łzy wzruszenia tego dnia… Tak niezwykłych prezentów się nie
spodziewałam!
Po wieczornej mszy czas
pożegnań, ostatnich rozmów, uścisków. Szybkie pakowanie, noc w samochodzie.
Jutro do pracy. Jeszcze na chwilę wracam do polskiej codzienności…
Trzymaj się tam bezpiecznie !:)
OdpowiedzUsuń