sobota, 18 sierpnia 2012


16.08.2012. Droga na północ.

Niedziałające budziki, zaspanie, szybka msza, pośpieszne pakowanie auta i chwilę po 6.00 ruszamy! Przed nami 800 km drogi do Mansy!
Droga była dłuuuuuga i proooosta. W Zambii poza miastem, choć praktycznie nie ma znaków drogowych, trudno się zgubić. Tras w całym kraju jest tylko kilka. Są proste i jak już się zaczną, to końca nie widać. Trochę to nudne dla kogoś, kto lubi wyzwania za kierownicą. Niemałym zaskoczeniem był dla nas stan tutejszych dróg – lepszy niż wielu polskich. Podobno niedawno naprawiali. Chyba był jakiś przeciek, że przyjeżdżamy. :) 



Nasza trasa z południa na północ kraju wiodła przez miasta, wioski, busz i przeogromną sawannę. Podobno jeszcze kilka lat temu można tu było spotkać dzikie zwierzęta – m.in. moje ulubione żyrafy. Teraz jest za dużo ludzi. Położyli asfaltową drogę, wypuścili na nią samochody, narobili hałasu…
Koło 18.00 dotarliśmy do Mansy. Na miejscu przywitała nas s. Zosia – mój i beatkowy zambijski Anioł Stróż. Przywitaliśmy się też z pozostałymi siostrami ze wspólnoty. To s. Celeste – przełożona (Filipinka) i s. Godlive (Kongijka), która pełni tutaj funkcję ekonomki. Jest też ks. Michał – kierownik wszelkich tutejszych budów i proboszcz pochodzący z Zimbabwe. Dotarł też do nas ks. Czesiek – gospodarz Ilony i Krzyśka. Szybko porwał ich w dalszą podróż do Lufubu. Ale na pewno się tu jeszcze spotkamy…

3 komentarze:

  1. (Wow! Zaczynam dochodzić do wprawy w udowadnianiu tu, że nie jestem automatem. A już miałam zrezygnować z komentowania.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie żebym się czepiał, ale w klimacie Zambii i przy tamtejszej rocznej amplitudzie temperatur dużo łatwiej zrobić dobrą drogę (zaprojektować trudniejszą do popsucia mieszankę bitumiczną). No i znalazłoby się jeszcze trochę argumentów uzasadniających taki właśnie stan rzeczy. :)

    OdpowiedzUsuń