17-18.08.2012. Pierwsze dni w Mansie.
Taką tablicę powitalną przygotowała nam siostra Zosia. :) |
Pierwsze dwa dni na placówce i pierwsze msze w języku chi
bemba. Tutaj msze są codziennie o 6.30 lub o 7.00. W zależności od dostępności
księży będziemy uczestniczyć albo w mszach parafialnych po chi bemba, albo w
angielskich we wspólnocie. Póki co były tylko parafialne. Nic nie rozumiemy,
ale podobają mi się te msze! Do kościoła ludzi przychodzi dużo. Kobiety
niesamowicie śpiewają, chłopaki pięknie służą do mszy. Msza codzienna trwa pół
godziny. Nie mogę się doczekać niedzielnej!
Dużo czasu spędzamy na oswajaniu się z placówką.
Rozpakowanie bagażu, wymycie lodówki, przeglądanie rzeczy, które zostały po
poprzednich wolontariuszach, spacery po okolicy... Teren przy kościele jest tu
naprawę ogromny. Część sióstr, na której mieszkamy, sąsiaduje z częścią księży.
W ramach tej drugiej są np. boiska do piłki nożnej i do siatkówki, ogromna
szkoła w budowie i murowane oratorium.
Po sąsiedzku jest jeszcze teren parafii. Tam jest kościół – powstał jako
pierwszy i kiedyś prezentował się okazale. Dzisiaj ginie w gąszczu innych
budowli. Na terenie parafii jest też pole naszej przyszłej pracy – kawał placu
pod drzewami. Będziemy tu prowadzić oratorium dla dzieciaków.
Zobaczyłyśmy już tez kawałek Mansy. Kupiłyśmy trochę
jedzenia – słodkie ziemniaki, pomidory, ananas, papaja, banany. O dziwo o te
ostatnie o tej porze nie tak łatwo. Przejechałyśmy z siostrą Zosią całą Mansę,
żeby w końcu kupić małą kiść mikro bananów (choć i tak były pyszniejsze niż
polskie).
Poznałyśmy też tutejszego lekarza. Dmitrij pochodzi z
Ukrainy. Jest w Zambii na kontrakcie od kilku lat. Zostaje prawdopodobnie do
maja albo lipca. Umówiliśmy się na kawę. :)
Czekam na relację z kawki z Dimitrem... ;)
OdpowiedzUsuń