15.08.2012. Lusaka
Nasz pierwszy dzień w Afryce. Od rana wizyta w inspektoracie
na pierwszych ślubach zakonnych pięciu braci Zambijczyków. Najpierw uroczysta
msza św. Potem wspólny obiad i występy braci. Przyznam, że trochę mało
afrykańskie te uroczystości. Zaczynając na mszy po angielsku, a na europejskim
menu kończąc. Jedynie występy przygotowane przez braci: tańce (ależ oni się
ruszają!), bębny (niesamowite poczucie rytmu!) i przebrania dały nam trochę
poczuć smak Afryki.
Przedstawienie braci. :) |
Na uroczystościach swoją obecnością zaskoczyła nas Ania –
ubiegłoroczna wolontariuszka z SOMu. W tym roku przyjechała do pracy w domu
Mamy Carol w Lusace. Mama Carol to niezwykła kobieta. Amerykanka od 10 lat
mieszkająca w Lusace. Dzięki Ani mieliśmy okazję poznać ją i kilkoro mieszkańców
jej Domu. To dzieciaki pozbierane dosłownie z ulicy. Wyciągnięte z narkotyków,
prostytucji, wykorzystywania przez swoich „opiekunów”. Wielu z nich, gdyby nie
pomoc Mamy, wpadłoby po uszy w uzależnienia, gangi. Wielu po prostu nie
przeżyłoby twardego życia na ulicy. Mama Carol zbiera te dzieciaki, daje im
dach nad głową, znajduje pracę, daje miłość i dom – prawdziwy, nie jakiś
przytułek. Choć bardzo biedny, skromny, z powybijanymi szybami w oknach i
powodzią w łazience. To jest dom, w którym znajdują rodzinne ciepło i są
kochani. Choć byliśmy tam tylko przez chwilę, to niezwykłe doświadczenie i mam
nadzieję, że jeszcze tam kiedyś wrócę…
Z mieszkańcami Domu Mamy Carol wozimy się po Lusace. |
Ania zabrała nas też na targ. Prawdziwy targ w stolicy
Zambii. Dla miejscowych, nie dla turystów. Targ ogromny! Byliśmy tam chyba
jedynymi białymi i nie dało się przejść niezauważonym. Pięcioro Muzungu to
niecodzienny widok dla tutejszych. A już na pewno nie na targu! Wymieniliśmy
dolary, stając się tym samym posiadaczami obrzydliwie dużej ilości tysięcy
zambijskiej waluty kwacha. Uczymy się powoli orientować w tutejszych cenach i
przeliczać je na dolary i złotówki.
Kupiłyśmy sobie z dziewczynami nasze pierwsze czitengi. Ja
od razu swoją ubrałam i już wiem, że lubię chodzenie w tym afrykańskim stroju.
To po pierwsze bardzo praktyczne, po drugie bardzo ładne, a po trzecie bardzo
wielofunkcyjne afrykańskie cudo!
Jedliśmy też pierwsze prawdziwe afrykańskie banany. Są
trochę słodsze i smaczniejsze niż te, które można dostać w Polsce.
Kolejnym przystankiem tego dnia była nasza salezjańska
placówka City of Hope. Zastaliśmy tam naszą wolontariuszkę Kasię, która razem z
Asią pracowała tu przez ostatni rok. Na kilka dni przed powrotem do kraju
zastaliśmy domek dziewczyn w wirze pakowania. Miło spotkać się na zambijskiej
ziemi. Dobre rady na początek misji, o które prosiliśmy: bądźcie otwarci na
ludzi i nie dziwcie się tutejszymi zwyczajami, różnicami kulturowymi – nie
starajcie się ich zrozumieć, a tym bardziej – zmieniać. Póki co brzmi to dla
nas trochę abstrakcyjnie, ale już wkrótce zaczniemy pewnie doświadczać tych
różnic…
Przy okazji przemieszczania się z miejsca na miejsce
mieliśmy okazję trochę pozwiedzać Lusakę. To miasto niezwykłe. Ogromne (liczba
ludności prawie 2 razy większa od warszawskiej!), płaskie, w ogóle
nieoznakowane (z resztą jak cała Zambia, o czym przekonaliśmy się dzień później
J). To miasto
skrajności. Z jednej strony elegancki pałac prezydenta i piękne rezydencje, z
drugiej góry śmieci i biedne szałasy otoczone grupkami umorusanych dzieci.
Na ulicy w Lusace można kupić wszystko. Stojąc w korku (tak,
tak – są tu korki nie mniejsze od warszawskich, szczególnie w godzinach
szczytu), możesz przy okazji zaopatrzyć się w: owoce i warzywa, okulary
przeciwsłoneczne, jajka, lustro, eleganckie pantofle, oprawiony w ramkę portret
prezydenta, spodnie, używane Scrablle, doładowanie do telefonu, a także nic nie
znaczącą ozdobę w kształcie złotych jajek w koszyczku. Wystarczy otworzyć szybę
samochodu i dać się uwieść jednemu z tysięcy krążących między samochodami sprzedających,
prezentujących swoje towary.
Po pasjonujących wycieczkach po mieście jeszcze tylko
szybkie zakupy na jutrzejszą podróż i powrót na miejsce noclegu. Tam kolacja,
zimny prysznic, pakowanie, modlitwa i spanie. Z jaszczurką w pokoju.
A gdzie zdjęcie w czitendze?
OdpowiedzUsuńa np. tu :) https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/s720x720/481978_514244491934991_549424742_n.jpg
UsuńToż to przecież spódnica. ;)
OdpowiedzUsuńA no nie do końca siostro. :P Jutro dostaniemy drugą czitengę od sióstr. :D
OdpowiedzUsuń