piątek, 17 sierpnia 2012


15.08.2012. Lusaka

Nasz pierwszy dzień w Afryce. Od rana wizyta w inspektoracie na pierwszych ślubach zakonnych pięciu braci Zambijczyków. Najpierw uroczysta msza św. Potem wspólny obiad i występy braci. Przyznam, że trochę mało afrykańskie te uroczystości. Zaczynając na mszy po angielsku, a na europejskim menu kończąc. Jedynie występy przygotowane przez braci: tańce (ależ oni się ruszają!), bębny (niesamowite poczucie rytmu!) i przebrania dały nam trochę poczuć smak Afryki.

Przedstawienie braci. :)
Na uroczystościach swoją obecnością zaskoczyła nas Ania – ubiegłoroczna wolontariuszka z SOMu. W tym roku przyjechała do pracy w domu Mamy Carol w Lusace. Mama Carol to niezwykła kobieta. Amerykanka od 10 lat mieszkająca w Lusace. Dzięki Ani mieliśmy okazję poznać ją i kilkoro mieszkańców jej Domu. To dzieciaki pozbierane dosłownie z ulicy. Wyciągnięte z narkotyków, prostytucji, wykorzystywania przez swoich „opiekunów”. Wielu z nich, gdyby nie pomoc Mamy, wpadłoby po uszy w uzależnienia, gangi. Wielu po prostu nie przeżyłoby twardego życia na ulicy. Mama Carol zbiera te dzieciaki, daje im dach nad głową, znajduje pracę, daje miłość i dom – prawdziwy, nie jakiś przytułek. Choć bardzo biedny, skromny, z powybijanymi szybami w oknach i powodzią w łazience. To jest dom, w którym znajdują rodzinne ciepło i są kochani. Choć byliśmy tam tylko przez chwilę, to niezwykłe doświadczenie i mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś wrócę…

Z mieszkańcami Domu Mamy Carol wozimy się po Lusace.


Ania zabrała nas też na targ. Prawdziwy targ w stolicy Zambii. Dla miejscowych, nie dla turystów. Targ ogromny! Byliśmy tam chyba jedynymi białymi i nie dało się przejść niezauważonym. Pięcioro Muzungu to niecodzienny widok dla tutejszych. A już na pewno nie na targu! Wymieniliśmy dolary, stając się tym samym posiadaczami obrzydliwie dużej ilości tysięcy zambijskiej waluty kwacha. Uczymy się powoli orientować w tutejszych cenach i przeliczać je na dolary i złotówki.
Kupiłyśmy sobie z dziewczynami nasze pierwsze czitengi. Ja od razu swoją ubrałam i już wiem, że lubię chodzenie w tym afrykańskim stroju. To po pierwsze bardzo praktyczne, po drugie bardzo ładne, a po trzecie bardzo wielofunkcyjne afrykańskie cudo!
Jedliśmy też pierwsze prawdziwe afrykańskie banany. Są trochę słodsze i smaczniejsze niż te, które można dostać w Polsce.

Kolejnym przystankiem tego dnia była nasza salezjańska placówka City of Hope. Zastaliśmy tam naszą wolontariuszkę Kasię, która razem z Asią pracowała tu przez ostatni rok. Na kilka dni przed powrotem do kraju zastaliśmy domek dziewczyn w wirze pakowania. Miło spotkać się na zambijskiej ziemi. Dobre rady na początek misji, o które prosiliśmy: bądźcie otwarci na ludzi i nie dziwcie się tutejszymi zwyczajami, różnicami kulturowymi – nie starajcie się ich zrozumieć, a tym bardziej – zmieniać. Póki co brzmi to dla nas trochę abstrakcyjnie, ale już wkrótce zaczniemy pewnie doświadczać tych różnic…
Przy okazji przemieszczania się z miejsca na miejsce mieliśmy okazję trochę pozwiedzać Lusakę. To miasto niezwykłe. Ogromne (liczba ludności prawie 2 razy większa od warszawskiej!), płaskie, w ogóle nieoznakowane (z resztą jak cała Zambia, o czym przekonaliśmy się dzień później J). To miasto skrajności. Z jednej strony elegancki pałac prezydenta i piękne rezydencje, z drugiej góry śmieci i biedne szałasy otoczone grupkami umorusanych dzieci.

Na ulicy w Lusace można kupić wszystko. Stojąc w korku (tak, tak – są tu korki nie mniejsze od warszawskich, szczególnie w godzinach szczytu), możesz przy okazji zaopatrzyć się w: owoce i warzywa, okulary przeciwsłoneczne, jajka, lustro, eleganckie pantofle, oprawiony w ramkę portret prezydenta, spodnie, używane Scrablle, doładowanie do telefonu, a także nic nie znaczącą ozdobę w kształcie złotych jajek w koszyczku. Wystarczy otworzyć szybę samochodu i dać się uwieść jednemu z tysięcy krążących między samochodami sprzedających, prezentujących swoje towary.

Po pasjonujących wycieczkach po mieście jeszcze tylko szybkie zakupy na jutrzejszą podróż i powrót na miejsce noclegu. Tam kolacja, zimny prysznic, pakowanie, modlitwa i spanie. Z jaszczurką w pokoju.

4 komentarze:

  1. A gdzie zdjęcie w czitendze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a np. tu :) https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/s720x720/481978_514244491934991_549424742_n.jpg

      Usuń
  2. Toż to przecież spódnica. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A no nie do końca siostro. :P Jutro dostaniemy drugą czitengę od sióstr. :D

    OdpowiedzUsuń